Wydaje mi się, że mam Deja Vu. Uświadomiłem to sobie w dniu dzisiejszym czytając moje posty z ubiegłego roku. Wcześniej o tym, że to co obecnie się wydarzyło przypomniał mi starszy Syn. A co konkretnie.
Wspominałem we wcześniejszym wpisie, że byłem całą niedzielę z Tomim na turnieju. Myślę, że tam był początek tego co jest teraz. Tomka chyba wówczas przewiało. W środę zaczął porządnie kaszlać, ale jakoś domowymi sposobami lekko to zatamowaliśmy. Tak mi się zdawało. W czwartek poszedł na trening i to było chyba nie potrzebne, bo w piątek nie poszedł już do szkoły. Bardzo wieczorem zaczął kaszlać, w nocy też nie było lepiej. Wolałem aby jednak posiedział w domu. Myślami byłem, że za tydzień Święta.
Tak często nam się zdarza, jak Magda wylatuje na dłużej. Kiedyś jak Chłopcy byli mali, to chyba odczuwali, że Mamy nie ma i zdarzały im się wtedy temperatury i wszelkiego rodzaju kaszle lub zatrucia.
A jeśli chodzi o deja vu, to Kapi powiedział, a bardziej przypomniał, że rok temu przed samymi Świętami był problem zdrowotny z Tomkiem. Dzisiaj zacząłem czytać moje wpisy sprzed roku i widzę, że w Wigilię Magda wylądowała z Tomasem u lekarza, a mnie dopadły zatoki. Święta 2018 były pod znakiem choroby. Mam nadzieję, że Tomasa kaszel nie będzie początkiem złego. Będzie tylko jednorazowym wypadkiem.
Magda obecnie przebywa w Kolombo, na Sri Lance. Tak jak już wcześniej pisałem, dobrze, że w hotelach jest internet i w związku z tym możemy bez problemów ze sobą rozmawiać. Powiedziałem jej że Tomek dzisiaj został w domu i się kuruje. Myślę, że przez weekend dojdzie do siebie. Nie mamy żadnego turnieju, więc rekonwalescencja domowa powinna pomóc. Jest woda z solą, amol i jakieś kaszlowe specyfiki.
Natomiast z Kacprem jutro rano musimy jechać na mecz. Ma sparing i jest on na dworze, nie pod żadnym balonem. Nie mam mrozu, więc jeszcze warunki pogodowe są do przyjęcia. Zrobię kawę dla siebie a dla niego do picia ciepłą herbatę. I na koniec do samochodu termos. Chłopcy powoli przygotowują się do grania po 11 zawodników. I taki też ma być sparing. Kapi powoli chyba puka do pierwszego składu. Jest to dla niego duże wyróżnienie, gdyż okazuje się że po dwóch miesiącach trenowania jest w dobrej formie. Pamiętam jak Syn zaczynał. W pierwszej klasie podstawówki 99% chłopców z jego klasy grało w piłkę nożną. Wszyscy razem trenowali w szkółce. Później stopniowo się wykruszali. Teraz będąc w 7 klasie okazuje się, że jest jedynym chłopakiem z klasy, który dalej trenuje piłkę nożną w jakimś klubie. Cieszę się, że udało mu się wytrwać. Efekty tego widać w szkole. Na lekcji wf ostatnio miał sprawdzian wydolnościowy. Trzeba powiedzieć otwarcie, bez żadnego przechwalania się. Ale był najlepszy w klasie.
Muszę tu jeszcze opisać jedną rzecz. Jak wiecie pracuję w korporacji. Jednym z większych banków w Polsce. W dniu wczorajszym byłem na tzw. Wigilii. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z tradycyjną Wigilią. Wprawdzie rok temu, jak pracowałem w innej firmie, to było z klasą. Kolacja ala Wigilia, życzenia i bardzo z klasą. Natomiast to co miało miejsce wczoraj, to przeszło moje najmniejsze oczekiwania. Na nie jednej już takiej imprezie byłem, ale tutaj to była wielka porażka. Impreza w bisto barze. Wszystko na stojąco. Do jedzenia chipsy z batatów. Jedyne co dobre to wino białe. Ale ile można pić jak nic nie ma do jedzenia. Szok. Na takim spotkaniu wigilijnym nie byłem jeszcze. Impreza rozpoczęła się o godzinie 17:00 a w domu byłem już o 19:00.
Cieszę się bardzo, że Żona po krótkim odpoczynku i naładowaniu akumulatorów jutro wraca do domu. Prawie cały weekend w rodzinnym gronie. Myślę, że może wybierzemy się na wieczorny spacer po Nowym Świecie, oczywiście jak zdrowie Toamasa pozwoli. W miniony weekend w Warszawie rozbłysła iluminacja. Warto ją zobaczyć.