Wakacje powoli dobiegają końca. Chłopaki wracają do domu. Czas laby się kończy, trzeba chyba zacząć myśleć o szkole.
Żona wróciła z Los Angeles w czwartek w nocy. Samolot dodatkowo był opóźniony. Natomiast już w piątek rano byliśmy razem w samochodzie pędzącym do Tomaszowa. Jechaliśmy do Chłopaków. Ostatnie dwa tygodnie spędzili w Tomaszowie, u babci. Spędzili u babci, to troszkę nie taktycznie powiedziane. Pierwszy tydzień, gdy byliśmy we trzech, to rzeczywiście spędziliśmy u babci ze sporą ilością czasu przebywania na półkoloniach w Kuby. Natomiast drugi tydzień, jak zostawiłem ich pod opieką mojej Mamy, to Kapi i Tomi większość swojego czasu spędzali wspólnie z Kubą. U babci się tylko stołowali i spali. Trzeba tutaj bardzo podziękować Kubie i jego rodzicom za opiekę wakacyjną nad naszymi Chłopakami.
W Tomaszowie czas płynie lekko wolniej. Wszyscy znajomi mają chwilę aby można się było z nimi spotkać. Gorzej z tym czasem jest u nas. Niestety człowiek się nie rozerwie. Chciałby chociaż na kawę lub drinka zobaczyć się z większością. Piątkowy miły wieczór spędziliśmy u Państwa Krawczyków. Natomiast sobotnie popołudnie w miłym towarzystwie w Krasnobrodzie. Krasnobród jest to miejscowość oddalona około 20 km od Tomaszowa. Posiada kąpielisko, które kilka lat temu zostało zrewitalizowane i obecnie jest bardzo ładnym miejscem do spędzenia czasu wolnego w upalne dni. Wszystkim, którzy chcieliby wybrać się na Roztocze, to polecam bazę w Krasnobrodzie. I stamtąd wypady rowerowe do Zwierzyńca, Józefowa czy Suśca lub w niedużej odległości spływy kajakowe Tanwią lub Wieprzem.
Niestety już w niedzielę wracaliśmy do Warszawy. Wyjeżdżamy z reguły rano. Nie chcemy wracać stojąc w korkach. Tym bardziej, że trasa do Warszawy od strony Lublina jest remontowana, budują expresówkę. Jeszcze kilka lat i do Lublina śmigniemy w 1,5 godziny.
Wyjechaliśmy rano, tym bardziej, że mieliśmy w planach wstąpić do mojej kuzynki w Zamościu. Justyna wróciła kilka lat temu z Anglii i teraz będzie nauczycielką języka angielskiego w szkole. My natomiast wpadliśmy na taki pomysł, aby moja kuzynka uczyła Kapiego przez internet. Bardziej nam chodzi o rozmowę, konwersację niż pomoc w nauce szkolnej. Chcemy by otworzył się na mówienie. Wiemy, że z tym jest zawsze najtrudniej. Zobaczymy co wyjdzie. Uzgodniliśmy, że spróbujemy.
Po drodze, wstąpiliśmy do rodziców naszej sąsiadki Anny, która spędzała na wsi weekend. Zabrała się z nami do Warszawy. Zawsze to raźniej dla nas a szybciej dla niej. Tym bardziej, że była sama.
Takim sposobem, do domu dotarliśmy po 6 godzinach od wyjazdu z Tomaszowa. I otwierając drzwi Chłopcy powiedzieli jak to dobrze w końcu być w swoim domu.
Do zakończenia wakacji mamy ostatni tydzień, a pogoda zaszalała. Należy jeszcze Chłopakom coś zaplanować by się w domu nie ugotowali. Temperatura na koniec sierpnia lekko przesadziła. W poniedziałek Żona miała badania lekarskie w pracy. Ogarnęła je bardzo szybko i na całe popołudnie wylądowała z Chłopakami na basenach na Moczydle. Natomiast na kolejny dzień poprosiła swoją siostrzenicę Gabrysię, aby, jeśli ma ochotę poszła wspólnie z nimi na baseny. Nie było z jej strony żadnego problemu. Kolejny dzień wspólnie Chłopaki także spędzili na Moczydle. Żona już nie mogła z nimi iść. Praca wzywała. I ponownie wzywały Stany. Po powrocie w czwartek z LA, weekend wolny, poniedziałek badania, a wtorek znowu USA. Tym razem Nowy Jork. Moje ulubione miasto. I żeby było lepiej, to z NY wraca w czwartek. Piątek i sobota wolne. Niedziela, cała w pracy, od świtu do nocy. Poniedziałek urlop na rozpoczęcie roku a we wtorek znowu Nowy Jork. I tak wygląda praca stewardesy. I co tu mówić. Jak w piosence TLove – Stany, Stany.





