Singapur wypalił w jak najlepszym momencie. Prawie jak wyliczony szybki wyjazd urlopowy.
Miałem Wam pisać kilka zaległych postów. Obiecane 13 lecie naszego ślubu oraz pobyt na Roztoczu. Mam oba te tematy w głowie i myślę, że kwestia czasu a pojawią się na naszej stronie. Dzisiaj z racji naszego szybkiego wakacyjnego wypadu do Azji kilka słów na ten temat. Czy będzie to tylko kilka słów? Nie wiem. Spotkaliśmy ostatnio M znajomych w Węgorzewie i poprosili bardzo aby posty były częściej i przede wszystkim aby były dłuższe. Ja z miłą chęcią bym pisał więcej ale program mi mówi, że post jest za długi. Ale czego się nie robi dla innych!!!
W ostatnim poście część z Was poznała moją Żonę, czyli tytułową Stewardesę. Była na załączonych zdjęciach, wspólnie z naszymi znajomymi rowerzystami. Tak jak już kiedyś pisałem, przyjdzie na to czas, że poznacie nas wszystkich. Wiecie, że mąż stewardesy to Jacek, synkowie to Kacper i Tomek, a teraz czas na M. M to Magdalena.
Wracając do tytułu posta. Singapur razem!!! Tak też się stało. Byliśmy wszyscy razem w Singapurze. Jak wiecie, Żona dostaje plan swojej pracy, czyli plan naszego życia około 15-stego na kolejny miesiąc. W lipcu, jak zobaczyliśmy plan pracy na sierpień, to ucieszyliśmy się bardzo na tą destynację. Mając na uwadze, to że urlop spędzimy oddzielnie, to było nam bardzo po drodze, że Magda będzie w pracy a Ja z Chłopakami będziemy razem z nią podróżować do Azji. Najbardziej przerażał nas czas podróży. Czas lotu do Singapuru to ponad 11 godzin. Długo.
Chłopakom, to że mamy taki pomysł, aby polecieć do Singapuru powiedzieliśmy podczas pobytu w Węgorzewie. Do końca nie zdawali sobie sprawę z czym to się je. Im najbardziej podoba się w Stanach. W Azji byli w Tokio. Pobyt tam nie do końca przypadł im do gustu. Ale jak powiedzieliśmy im, że w hotelu będzie basen oraz pójdziemy do Aquaparku, to już widać było banan na ich twarzach. Z samym wyjazdem zwlekaliśmy do samego końca. Bilety dopiero kupowałem dzień przed odlotem, a w dniu wylotu dopiero jeździliśmy do kantoru by kupić singapurskie dolary. Obdzwoniłem wpierw kantory i dopiero w trzecim powiedziano nam, że mają.
Magda już wcześniej kilka razy była w Singapurze. Spędziła tam nawet urlop tygodniowy. Wtedy jeszcze mnie nie znała. Wyjazd tam polecał nam Magdy Tato. Jemu bardzo podobało się to miasto. Ja nie ukrywam, zadowolony jestem ze wszystkich lotów do Azji. Uwielbiam ich jedzenie. Prawdziwe chińskie potrawy mógłbym jeść codziennie. Tylko te prawdziwe, a nie te podrabiane w naszych barach. Czekam z niecierpliwością na otwarcie chińskiej jadłodajni przy bazarze chińskim przy Bakalarskiej w Warszawie.
Natomiast Singapur kojarzył mi się zawsze z hotelem Marina Bay Sands oraz zakazem żucia gumy. Hotel jest przepiękny, z basenem na ostatnim piętrze. Niektórzy polują na okazyjną cenę za nocleg w tym hotelu tylko po to aby móc skorzystać z basenu i z widoku na cały Singapur. Jest również możliwość samego wjazdu na ostatnie piętro za $S20 dla zobaczenia tylko widoków. Mnóstwo ludzi z tego korzysta. Trzeba powiedzieć otwarcie, w tym mieście-państwie potrafią korzystać z turystyki i na tym dobrze zarabiać. Cała zatoka jest z całą gama atrakcji dla turystów. Oprócz hotelu są pokazy fontann, pokazy specjalnie zrobionych palm ogród botaniczny motyli. Turyści mają gdzie zostawić swoje pieniądze. A co do zakazu żucia gumy. To na poważnie ale w Singapurze nie wolno żuć gumy oraz nie wolne jej wwozić. Można żuć tylko gumę bez cukru. Jest ona dostępna w aptece na receptę. Należy również pamiętać, że nie wolno u nich jeść na ulicy.
A jak wyglądała nasz wycieczka. Z racji tej, że lecimy jak Magda pracuje i wracamy również z nią, to nasz wyjazd był tylko trzy dniowy. Zaletą tego jest to, że leci się w nocy. Tak jak wspominałem, my lecimy wtedy jak są miejsca. A teraz z miejscami zarówno do jak i z powrotem był problem. Były tylko wolne pojedyncze miejsca. Dodatkowo godzinę przed meldowaniem przyszedł sms, że lot będzie opóźniony. Dzięki Bogu wszystko się udało i spokojnie wylecieliśmy. Zaraz po przylocie, szybki prysznic i Magda nas pogoniła w miasto. Wieczorem są wspomniane pokazy fontann i pokazy przy palmach. Zaliczyliśmy obie atrakcje. Naprawdę bardzo super, warte mimo zmęczenia podróżą.
Drugi dzień, to obiecany wcześniej aquapark. Rano, jeszcze przed wyjazdem z hotelu grany był oczywiście basen. Magda na śniadanie a my do wody. Szybka kąpiel i dopiero wtedy reszta atrakcji przygotowana na dany dzień. Tego dnia główną atrakcją była wyprawa na wyspę Santosa. Dojazd bez żadnych problemów. Przemieszczanie się po Singapurze metrem to najprostsza sprawa jaka może być. Metro proste, przesiadki dogodne. A przede wszystkim kogo spytasz to nie ma problemu z pomocą. W metrze jak widzieli naszą czwórkę, a były np. wolne dwa miejsca to ustępowali nam kolejne dwa miejsca abyśmy mogli usiąść razem. Na wyspie szybka kąpiel w morzu, małe zwiedzanie i wstęp do Aquaparku. A tam sporo atrakcji. Przede wszystkim zjeżdżalnie na pontonach. Chłopaki przeszczęśliwi, natomiast My, już nie do końca. Ale razem przyjechaliśmy więc razem robimy wszystko. Nie ukrywam, że w przypadku jednego zjazdu, miałem wysoko serce. Po atrakcjach powrót do hotelu. Po drodze zahaczyliśmy o Chinatown. Szybki obiad. Może bardziej kolacja. A Chłopaki stołowali się w McDonalds. Był to dla nich jedyny wybór obiadowy. Wieczorem pizza. Natomiast śniadanie to płatki z mlekiem. Akurat obok naszego hotelu mieliśmy dwa duże sklepy spożywcze. Jak to wygląda cenowo? Mleko 2l S$5, danie u Chińczyka S$5, dwa zestawy dla Chłopaków w McDonalds S$15. S$1 to 2,80 zł. Po powrocie po prostu padliśmy.
Trzeciego dnia to zwiedzanie Downtown oraz Little India. Zobaczyliśmy jak wygląda centrum i atrakcje, które widzieliśmy wieczorem. Zwiedzanie jest strasznie utrudnione ze względu na panująca pogodę. Tam jest gorąco i bardzo wilgotno. Natomiast Little India nie zachwyciły nas. Mnóstwo ludzi i bardzo brudno. Tego dnia już wylatywaliśmy, ale także późnym wieczorem. Wróciliśmy do hotelu wcześniej, aby Żona mogła jeszcze chwilę odpocząć przed pracą. Aby jej nie przeszkadzać to co? jaki plan? Wiadomo basen.
Dodatkową atrakcją dla mnie i Magdy było jeszcze zakupienie i spróbowanie owocu o nazwie Durian. Kilka kawałeczków to koszt S$12 ale czy warto. Śmierdzi strasznie, je się go w rękawiczkach, ale spróbować trzeba było. Moim skromnym zdaniem bez rewelacji.
Myślę, że jeszcze do Singapuru wrócimy. Polecam wszystkim. Zostało nam jeszcze kilka atrakcji do zwiedzenia.
Powrót do Warszawy wczesnym rankiem. Szybkie pranie, prasowanie, granie, hulajnogi i znowu wyjazd. Tym razem do Tomaszowa.
W piątek Singapur, w sobotę Warszawa a w niedzielę Tomaszów.
Załączam kilka zdjęć.















Trusiaczki Kochane,cieszymy sie i zazdroscimy wizyty w Singapurze ! Super,ze polecieliscie razem. Jacek,piszesz coraz lepiej i bardzo dobrze sie czyta! Prosimy o wiecej postów! Pozdrawiamy