Druga część naszych męskich wakacji przypadła na Tomaszów. Po wypadzie do Singapuru, zebraliśmy szybko nasze wyprane i wyprasowane rzeczy i wyruszyliśmy do Tomaszowa.
Magda została sama w Warszawie, a my skoro świt wyjechaliśmy w kolejną podróż. Jak to powiedziała Żona. W piątek Singapur, sobota Warszawa a niedziela Tomaszów.
Wyjechaliśmy wcześnie rano z dwóch powodów. Przede wszystkim dlatego, że o godzinie 13 były organizowane przez Iwonkę Krawczyk kajaki na Tanwi a drugi powód, to padła nam klimatyzacja w samochodzie. Co się stało z klimatyzacją i wentylacją, to nikt nie mógł w Warszawie i Giżycku, w serwisie dojść. Zaczęła nam się z niewiadomych przyczyn, podczas jazdy wyłączać nawiew. Jak nawiew odpalił, to padła klimatyzacja. W serwisie Opla w Giżycku stwierdzili, że padła jedna część. Koszt około 1500 zł z robocizną. czas oczekiwania dwa tygodnie. Podziękowałem. W Warszawie udało się naprawić nawiew, ale niestety pozostaliśmy bez klimy. Udało się nam dopiero naprawić ją w Tomaszowie. Łączny koszt, może przemilczę. Samochód ma 4 lata, a padła klima. Szok co się stało i szok cena za naprawę.
Ważniejsze z rannego wyjazdu, było to, że musimy zdążyć na kajaki. Spływ miał się zacząć o godzinie 13. My przede wszystkim mamy do pokonania 300 km. Dodatkowo musieliśmy się zameldować na zbiórkę. Przecież nawet nie wiedzieliśmy gdzie jedziemy. Z Tomaszowa trzeba było dojechać około 40 km. Spływ Tanwią. Cudowną rzeką przez piękne Roztocze(kilka zdjęć zamieszczam). Wyjechaliśmy z Tomaszowa o czasie, ale człowiek od kajaków się spóźnił i wypłynęliśmy o 14:00. Była cisza, spokój, pełen chillout. Przed nami było około 4 godzin spływu i pięknego luzu od codziennych trosk. Wszystkich było nas sporo. Nie będę tu wymieniał, może nie wszyscy chcą. Łącznie mieliśmy 7 kajaków. Po drodze przystanek, odpoczynek. Dzieci kąpały się w rzece. Nic tylko chwilo trwaj. Ale przyszło w pewnym momencie już zmęczenie i myśleliśmy już o końcu i lodach roztoczańskich w Józefowie. I niestety przez nasz zbytni luzik i oczekiwanie końca przegapiliśmy miejsce zakończenia spływu. Tak nam człowiek od kajaków wytłumaczył. Tym sposobem oprócz 4 godzinnego spływu zafundowaliśmy sobie jeszcze prawie 40 minut pod prąd. Łącznie okazało się, że zrobiliśmy 21 km po rzece. Przecież nic w życiu nie może być spokojne i proste. I nie ma tu z mojej strony w ogóle narzekania. Wręcz przeciwnie. Super niedziela, super towarzystwo i bardzo miło spędzony czas. Nasi Chłopcy bardzo zadowoleni. Wszystkim bardzo dziękuję.
W drodze powrotnej wstąpiliśmy na roztoczańskie lody do Józefowa. Podobno najlepsze na Roztoczu. Tak twierdzi stały bywalec tej lodziarni – Wujek Jurek. Na profilu fb lodziarni jest jego zdjęcie z lodami. Trzyma w ręce loda z około 20 gałkami.
Ranek poniedziałkowy był troszkę gorszy. Trzeba przyznać, że odczułem spływ kajakowy. Dodatkowo należało naprawić klimę w samochodzie. Byłem umówiony w zakładzie. Ale niestety młodzi chłopcy mimo swoich chęci nie dali rady. Na poszukiwaniach zakładu, który by mi to zrobił straciłem pół dnia. Dzięki Bogu udało się to zrobić.
Kolejne dni urlopu upłynęły nam pod dyktando spotkań wypoczynkowo-towarzyskich. Po wielu latach odwiedziny u kuzyna. Chłopaki poznali swoją dalszą rodzinę. A starsi mieli okazję odświeżyć swoje kontakty i popróbować regionalnych trunków.
W Tomaszowie na swoim urlopie przebywał także mój stary kolega, który 19 lat temu wyjechał do USA. Ja podczas swoich wyjazdów do Stanów, miałem okazję często się z nim widzieć. Nie obyło się i teraz bez wspólnego spotkania. Obaj oraz Gruzinek odwiedziliśmy Państwa Wilmów. Jak zawsze czym chata bogata. Przepyszny tatar. Nie wspominam o tym do tatara.
A drugi dzień. Był to czwartek i dzień wolny. W Tomaszowie otwarcie sezonu ligowego piłki nożnej. Miejscowa Tomasovia podejmowała drużynę z Chełma. Należy wspomnieć, że obecnie w drużynie seniorów gra nasz Maciek oraz dwóch synów naszego kolegi. I u tegoż kolegi zrobiliśmy spotkanie przedmeczowe. Jego żona Ania przygotowała przepyszne flaki. Dawno już takich nie jadłem. Mecz zakończył się naszą wygraną. Zwycięską bramkę strzelił Jakub Sz.
Trzeba wspomnieć, że Chłopaki przez cały swój pobyt bardzo z żyli się z Kubą Krawczykiem. Dzięki uprzejmości Państwa Krawczyk nasi Chłopcy przebywali prawie od świtu do nocy u nich w domu. Nawet dwie noce zostali na nocowanie. Byli z tego powodu prze szczęśliwi. Obecnie pozostają dalej w Tomaszowie i nadal są u Kuby z całodziennymi wizytami. Nie wiem, ja my za te półkolonie u Krawczyków się im odwdzięczymy.
Ja niestety musiałem już wrócić do pracy. Żona poleciała do LA, a więc najlepszym sposobem było to, że Chłopaki pozostaną jeszcze tydzień w Tomaszowie. Tam mają znajomych kolegów, więc lepiej to niż w Warszawie, gdzie musieli by sami o wszystko zadbać.
Poniżej zamieszczam zdjęcia z Roztocza. Jeszcze klika zdjęć z Singapuru będzie w kolejnym wpisie.











