Szkoła i COVID dobrały się jak dwa przeciwieństwa. Jedno przyszło drugie odeszło w niepamięć.
Szkoła wróciła do normalności. Tomkowi skończyły się lekcje domowe, skończyło się kilku godzinne siedzenie przed komputerem. Wrócił w jakimś sensie do normalności. Mam nadzieję, że ta normalność zacznie do nas wszystkich już powoli wracać. Druga rzecz, to czas powrotu. Moim zdaniem został trochę niefortunnie dobrany. Dzieciaki wracają, a wiemy jakie nauczanie byłe w domu, gdzie nauczyciele mają możliwość sprawdzenia ich wiedzy z nauk domowych i dostawienia kolejnych stopni. Wiąże się to także z ich oceną końcową. Myślę, że nauczyciele zdają sobie sprawę, że część dzieci sprawdziany pisała jeśli nie przy pomocy wujka Google, to przy pomocy rodziców.
Tomi poszedł do szkoły, tak jakby był to 1 września. Mimo, że w poniedziałki ma na późniejszą godzinę wstał rano i zdenerwowanie go nie opuszczało. Wyszedł, ale do końca nie wiedział co go czeka w szkole. Z kolegami od czasu do czasu się widział, ale innych to tylko na ekranie monitora przy włączonych kamerkach. Nie ukrywajmy, dzieci w tym wieku zmieniają się, a oni nie widzieli się prawie 10 miesięcy.
Kacper natomiast ma dalej lekcje zdalne. Związane jest to z egzaminami kończącymi edukacje w szkole podstawowej. Egzaminy są we wtorek, środę i czwartek. Kolejno polski, matematyka i angielski. Myślę, że na matematykę i angielski jest przygotowany bardzo dobrze. Pokazały to wcześniejsze egzaminy próbne. Nie ukrywamy, ale z tych przedmiotów brał lekcje dodatkowe. Teraz tak myślimy z Magdą, że można było i polski mu dołożyć. Ale to już po fakcie. Co będzie to będzie. Nie musi się znaleźć w liceum – patointeligencji. Mamy nadzieję, że dostanie się do szkoły, którą sobie wybrał jako liceum pierwszego wyboru.
Już wstępnie wypełnił formularz zapisu do szkoły, ale jeszcze go nie przesłał. Wybrał około 10 liceów do których chciałby pójść. Tym teraz będziemy żyć przez kilka kolejnych miesięcy. Wyniki egzaminów są dopiero 2 lipca i wówczas zobaczymy kto go przyjmie. Wybrał klasę matematyczno-geograficzną z językiem angielskim. Dodatkowym językiem chciałby aby był hiszpański, niestety wybór jest ograniczony, więc w grę wchodzi także niemiecki. Jeszcze może coś pozmieniamy, coś dopiszemy, ale pierwsza 5 szkół jest wybrana.
Magda wyleciała na planowy rejs do Nowego Jorku. Jest to jej drugi transatlantyk po Chicago w tym miesiącu. Na koniec maja, ma jeszcze Seul. Patrząc na plan czerwca, to widzimy jakby coś drgnęło, więcej jest latania. Cieszymy się z tego bardzo. Latanie oznacza dla Magdy powrót do pracy, do tego co lubi. Dodatkowo, tak jak zawsze tutaj pisałem, latanie to zarabianie. Brak lotów to brak pracy, brak pracy to brak dochodów. Nie oszukujmy się 1/2 etatu przez okres roku uszczupliła bardzo nasze comiesięczne wpływy. Natomiast wydatki pozostały bez zmian. Dodatkowo to co dzieje się z cenami w sklepach spożywczych przechodzi ludzkie pojęcie. Kto to widział, żeby warzywa były droższe od mięsa.
Powrót do latania przez większość stewardes to powód do uśmiechu, do dumnego noszenia sukienki i apaszki z logo LOT. Nie zamierzam tutaj politykować czy rozpisywać się co jest nie tak czy co należy zrobić lub poprawić. Nie moja w tym rola. Ja pisze tylko swoje subiektywne odczucia. Widzę, jak z dumą moja żona idzie do pracy. Jak zakłada swoją świeżo przywiezioną z pralni sukienkę. Szykuje się pełna poświęcenia dla tej pracy. Przypomina sobie procedury bezpieczeństwa. To co robi traktuje poważnie i serio. W razie „W” odpowiada za to co najważniejsze – za ludzkie życie.
Na zdjęciu jest amerykański hot-dog z kapustą kiszoną. Takie hot-dogi dostępne są na każdym skrzyżowaniu na Manhattanie. Musicie mi uwierzyć, ten kto nie jadł, są przepyszne. Za czasów jak byłem w NY z śp. Władysławem kosztowały około 1,5$. Teraz kosztują 4,5$. Różnica spora, ale cena 1,5$ była ponad 10 lat temu. Myślę, że jeszcze kiedyś spróbuję. Tym bardziej, że Tomi nie był w Nowym Jorku. Mieliśmy plan aby go zabrać rok temu, ale niestety COVID jak większości ludzi pokrzyżował plany.

