Żona w Chicago a My w Warszawie.
Kolejny dzień dajemy radę we trzech.
K gotuje i nawet mu się to podoba. Dzisiaj zgodnie z obietnicą były kotlety. Przygotowałem mu wszystko rano i po powrocie ze szkoły bez problemu zagotował ziemniaki i usmażył kotlety. Przyszedłem z pracy to też miałem usmażonego świeżutkiego kotleta.
Okazało się, że cały obiad K gotował i miał mamę na Facetime. Siedziałem w pracy, K nie dzwoni. Myślałem, że już daje sobie sam radę. A tu, żona dzwoni i mówi, że ona słuchała jak jej K opowiadał o tym co robi. Nic mu nie podpowiadała. K wczuwał się w Masterchefa.

Pisałem w poniedziałek o wyjściu do szkoły. I wiedziałem, że jak o tym powiem lub napiszę to przyjdzie dzień, w którym obróci się to przeciwko nam. I ten dzień dzisiaj przyszedł. Rano nie śpieszyło nam się. Nie patrzyłem na zegarek, poranek wzięliśmy tak na spokojnie i okazało się że my do wyjścia a tu 7:40. I co? Korek już w garażu. Korek do wyjazdu do głównej ulicy. Dodatkowo od rana padało z nieba to białe g… Na drodze ślisko, wszyscy jadą powolutku. I tym sposobem do szkoły dojechaliśmy 8:03, a w domu z powrotem byłem 8:20. Różnica wyjścia z domu 10 minut a łącznie kosztowało mnie to 40 minut zamiast 15.
Pisząc, że padało to białe, to od razu przypomina mi się „Historia domku w Karkonoszach„. Jeśli ktoś nie słuchał to polecam. Jak dla mnie, to śniegu już w Warszawie może nie być. Ferie się skończyły, to tak samo jakby się zima już skończyła. Po ostatnich ociepleniach wszystko już się wysuszyło, a tu dzisiaj zonk. Miejmy nadzieję, że to tylko chwilowe.
Praca domowa z polskiego. Jaka ocena? Pani zachorowała. W klasie ogólna radość. Tym sposobem, wczorajsze szukanie odpowiedzi na marne. Jednak syn miał dobre przypuszczenie, że pójdzie na polski i zgłosi nie przygotowanie. Ale tato jednak nie dawał za wygrane. Mogę powiedzieć, że poniosłem porażkę.