Co dla nas znaczy ciężki dzień? To taki dzień nad którym ciężko nam zapanować. Dzień, w którym musimy dużo rzeczy zrobić a nie wszystko jesteśmy sami w stanie kontrolować. Dodatkowo mamy wolne od zajęć szkolnych, więc Chłopcy w domu. Co za tym idzie należałoby im tez znaleźć dodatkowe zajęcie. Nie może być tak, że pozostają w domu i ciągle siedzą przed komputerem.
Najlepszym rozwiązaniem dla nas jest basen. Dobrze było w ostatnie dni, gdyż M miała tzw. stand by i mogła ich częściowo ogarnąć. Jeśli byłaby wezwana do pracy, to miałaby dzień wcześniej telefon i byłaby informowana co mają dla niej w planie na dzień następny. Tak niestety albo stety nie było, więc mogła w tych wolnych dniach od szkoły zająć się Chłopakami. Rano M zawiozła ich na basen, po godzinie zostali odebrani i ruszyli razem w miasto. Do całej ekipy dołączyła Gabi. Naszej sąsiadki Ani, córka. Gabi z K chodziła do przedszkola. Od naszego poznania w przedszkolu trwa nasza znajomość z Anią. Cała drużyna zaliczyła obiecaną kawę w Starbucks. Kawę, czyli różnego rodzaju napoje. Zaliczyli spacer po mieście i lekki lunch fast foodowy i powrót do domu. Takim sposobem cała rodzina wróciła dopiero do domu około 16. I zapełniając dzień Chłopakom i Dziewczynom odciągamy ich od kompa, telefonu i od gierek.
Co do dzisiejszego dnia, to zapowiadał się dla nas bardzo zawiło. Ja jak codzień do pracy na 9:00. Standardowo jestem w domu 17:30. Niestety dzisiaj miałem tzw. „jajeczko”. Było to moje pierwsze wyjście w tej pracy, więc wypadało być. Po prostu musiałem na tej kolacji być. Prosto po pracy kolacja w knajpie. Niestety musiałem się tylko obejść zapachem i smakiem alkoholu. Dzięki, że był tylko alkohol biały. Nie przepadam za nim. Od zawsze mam taką zasadę, że jeśli jestem sam z Chłopakami, to nawet piwa nie piję. Natomiast jedzonko było w miarę ok. Wybrałem kaczuszkę i nie ukrywam, w ostatnią niedzielę zrobiłem lepszą. Kolega natomiast wybrał żeberka. Te natomiast były super. Byliśmy w knajpie, w której kiedyż razem z M byliśmy na Sylwestra. Była to Folk Gospoda. Nie wspominamy tego Sylwestra dobrze. Ale to może opisze innym razem.
Kolejną rzeczą to wylot M do USA. Meldowanie około 16:00. Okazało się, że o 15 dostała telefon. „Awaria samolotu, czekaj na kolejny telefon”. Kolejny telefon, wszystko ok, meldowanie o 18:00.
Trzecia część. T miał dzisiaj mecz. Został powołany ponownie do swojej starej drużyny, która gra w I lidze. Na początku nie za bardzo miał chęci jechać ale namówiliśmy go, poprosiliśmy niech spróbuje znowu. Wrócił zadowolony. Chłopaki wygrali mecz. Tylko z wyjazdem powstał wcześniej nam problem. Mecz około 40 km do Warszawy. Żadne z nas nie mogło go dowieźć. Ale pomocni są rodzice kolegów. Tym sposobem został z domu odebrany o 15:30 a wrócił po moim powrocie z jajeczka. Dopiero o 21:30. Najważniejsze wrócił uśmiechnięty.
Czwarta część. K też miał dzisiaj trening. W domu został sam. Musiał się pozbierać i w drogę. Całe szczęście, że ma treningi nie daleko i zadzwoniłem do jednego z ojców, czy będzie mógł go odebrać. Okazało się, że bez problemów.
Zabezpieczyliśmy się, że jeśli Chłopcy wróciliby przed mną, to mieli iść do Cioci Ani. Nie chcieliśmy aby wieczorem siedzieli sami w domu. Nie mogłem przewidzieć do końca jak długo będzie trwała kolacja. Okazało się, że ja wróciłem pierwszy do domu.
Dzień zapowiadał się ciężko a wyszło super. Wszyscy zadowoleni. Mamy nadzieję, że M też doleci zadowolona. Czekam już tylko na smsa od niej.
U Was logistyka to prawdziwy majstersztyk?. Szacun wielki Jacku?