Kolejny pobyt Żony w Tokio. Lądowanie dokładnie odbywa się w Naricie. Jest to małe miasteczko pod Tokio. Port lotniczy położony od Tokio 65 km. Hotel, w którym mieszka M także znajduje się w Naricie. Aby dojechać do centrum Tokio korzysta się z autobusu albo podmiejskiego pociągu. Średnio jedzie się około godziny do stolicy. W samej Naricie bardzo ładny jest park, który warto zobaczyć. Ciekawostką są restauracje, a bardziej jedzenie, które pokazywane jest na wystawach. Jedzenie to ma zachęcać turystów do odwiedzenia danej restauracji. Nie wiem czy ona zachęca, gdyż jest sztuczne. Przypominać ma potrawy oryginalne, ale myślę, że do oryginału im daleko.
Chłopcy zdążyli już przyzwyczaić się do tego, że wracają sami do domu i K robi obiad. Powtórzę się tutaj kolejny raz. Obiad przyszykowany przez K lepiej im smakuje niż ten w całości przyrządzony przez Mamę lub Tatę. Wracają ze szkoły, odrabiają lekcje, coś poczytają i dopiero mogą do powrotu Ojca oglądać film w TV. Taką przyjęliśmy zasadę i tego się jak na razie wszyscy trzymamy. W tygodniu jest odpoczynek od komputera. Teraz zaczyna się robić coraz cieplej na dworze, więc będzie więcej wyjść na rower czy na nową hulajnogę. Co do hulajnogi, to K zapytał, czy on też może mieć tego pokroju sprzęt. On ma hulajnogę, ale starszą. Nie jest to pojazd tej klasy co ta, którą ma T. Ta hulajnoga jest jeszcze do tzw. trików. Zgodziliśmy aby K miał podobną a nawet lepszą wersję hulajnogi. Niestety takie cacko kosztuje. Nawet nie spodziewałem się, że jest takie drogie.
W czwartek rano T wyjeżdża na wycieczkę. Już od poniedziałku, po przyjściu ze szkoły żyje wyjazdem. Opowiada z kim będzie w pokoju, z kim będzie siedział w autokarze, etc. Po prostu przeżywa. Nie ma mu się co dziwić. Jest to jego pierwsza wycieczka. K jak wrócił ze swojej pierwszej szkolnej wycieczki, to zapamiętał tylko jak kolega wymiotował w autokarze oraz że na stacji paliw wychowawczyni nie pozwoliła kupować chipsów.
Zostaniemy na dwa dni sami z K w domu. K do szkoły, ja do fabryki. Zobaczymy się w czwartek późnym wieczorem. K idzie na 19 na trening, a ja wrócę do domu dopiero po 20:00. Niestety tak, jak pisałem garuję w robocie do 20:00. Wczoraj poruszyłem ten idiotyczny pomysł ze swoim przełożonym. Nie ukrywam, rzuciłem parę niecenzuralnych słów.
A z miłych rzeczy, to w weekend są Juwenalia na WAT i gra IRA. Dawno Żona chciała iść na ich koncert. Niestety z racji wykonywanego przez nią zawodu nie udało nam się tego pogodzić. Tym razem idziemy na Juwenalia. Kupiłem jeden bilet, natomiast drugi wylosowałem w organizowanym przez Urząd Gminy konkursie. Konkursie, to dużo powiedziane. Należało się w odpowiednim czasie zarejestrować i czekać na wyniki losowania. Oczywiście trzeba było być mieszkańcem Bemowa.
Wielki szacun dla chłopaków, szczególnie dla K jest bardzo odpowiedzialny i samodzielny ! Muszę i ja dołożyć I więcej obowiązków. U nas też jest szał hulanjogowy ? ale wolę to (choć ceny za te profesjonalne powalają z nóg) niż gry komputerowe.
p.s. Dopiero w tym wpisie doczytałam, że koncert IRA biletowany 🙁 ale sprawdzę czy jeszcze są.
Miłego