W niedzielę, w Budapeszcie było około 22 stopni Celsjusza. Dodatkowo bezwietrznie. Pogoda idealna na zwiedzanie.
Mieliśmy cały dzień na wspólny niedzielny spacer po Budapeszcie. Był to świetny czas dla naszej całej rodziny. Ostatnimi czasy bardzo rzadko gdzieś wychodziliśmy wszyscy razem. Tutaj nadrobiliśmy z nawiązką.
Po śniadaniu, które uwielbiają nasi Chłopcy wyruszyliśmy w miasto. Dlaczego uwielbiają? W hotelach śniadanie jest podawane w formie szwedzkiego stołu. Można wybierać i przebierać co tylko dusza pragnie. Dodatkowo, jeśli coś smakowało, można wziąć jeszcze raz. Nikt nie liczy kto ile zjadł.
Wyszliśmy na spokojnie, spacerkiem w stronę Bazyliki św. Stefana. M wcześniej już tam była i wiedziała, że obok są wyśmienite lody. Lody były w pewnym stopniu pocieszeniem dla Chłopaków za dwudniowe zwiedzanie. Dzięki Bogu, że nie było kolejki. Lody nakładane tak, aby powstała róża.
Natomiast bazylika, piękna a przede wszystkim ogromna.
Kolejną atrakcją dla Chłopaków był lokalny, węgierski specjał czyli Langosz. My z M już jedliśmy 9 lat temu, po raz pierwszy langosze, spędzając z przyjaciółmi z Tomaszowa wakacje nad Balatonem. K też jadł, ale mówi, że smaku nie pamięta. Miał wtedy 3 lata, więc dziwne jak by pamiętał.
Następnie spokojnym krokiem dotarliśmy nad brzeg Dunaju. Przy tym pięknym słoneczku aż miło się szło promenadą nad tą szeroką rzeką. Spacerowała olbrzymia ilość ludzi. W pewnym momencie dołączyły się do nas M koleżanki.
Trzeba powiedzieć, że na takim pobycie w Budapeszcie oprócz Żony, jest jeszcze kilka osób. Latają oni z załogami węgierskimi do USA. Cały czas ludzie się tam wymieniają. Jedni przylatują i zostają kilka dni, tak jak M, a inni wylatują.
Kontynuacją naszego niedzielnego spaceru był Parlament. Nie zwiedzaliśmy go w środku, gdyż podobno na wejście trzeba się zapisywać z dużym wyprzedzenie. Obeszliśmy go dookoła. Jest duży i ładny.
Na spokojnie dotarliśmy spacerowo i z lekkim odpoczynkiem w małej knajpce do hotelu. Mieliśmy chwilkę odpoczynku i o 17 odjazd busem hotelowym na lotnisko.
Trzeba powiedzieć, że nasi Synkowie, którzy nie są nauczeni zwiedzania spisali się na medal. Mimo trudności w sobotę, dali jakoś radę. Były przeciwności losu, trochę płaczu oraz troszkę wkurwu. Ale mimo wszystko było warto. Wrócili zadowoleni.
Podróż powrotna to samolot Bombardier, który wyleciał planowo i o 21:30 byliśmy w domu. Muszę tutaj napisać, że bardzo podziwiam moją Żonę jeśli tym samolotem wykonuje 5 odcinków. Ja po jednym locie, który trwał godzinę miałem dość. Samolot jest strasznie głośny. Nie dziwię się teraz, że po pracy na takim samolocie M wraca do domu padnięta.
Wyjazd do Budapesztu należy zaliczyć do bardzo udanych. Troszkę zobaczyliśmy oraz troszkę odpoczęliśmy, gdyż każdy wyjazd i oderwanie się od codzienności jest odpoczynkiem. A najważniejsze byliśmy razem.







