U nas dzisiaj niedziela pod kątem zmagań piłkarskich. Kapi grał swój kolejny mecz. Czy był to kolejny? Trudno powiedzieć. Był to jego trzeci mecz w nowym klubie a zarazem pierwszy w I drużynie.
Dzień niedzielny był cały ustawiony pod Synka mecz. Godzina spotkania w środku dnia, więc nic nie można zrobić innego. 12:45 zbiórka, dojazd 30 minut, mecz, powrót i w domu dopiero po 15:00. Rano byliśmy w kościele była piękna pogoda, natomiast na meczu już nie było słoneczka i troszkę chłodno. Dzięki Bogu, że nie było wiatru. Bo jak to w kabarecie. Wszystkiemu jest winien wiatr.
Niestety mecz nie można zaliczyć do udanych. Mimo ładnego spotkania Chłopcy przegrali. Kapi wszedł 10 minut przed końcem pierwszej połowy i grał do końca meczu. Zagrał jak na swoje możliwości bardzo dobrze. Nie zjadła go trema, chociaż miał po meczu nie tęgą minę. Niedosyt pozostał.
Babcia Dudzia przyjedzie do nas w poniedziałek rano. Przed moim powrotem z pracy pojedzie z Tomasem na siatkówkę. Tomi jakoś nie może się przełamać by na siatkówkę jechać samemu. Jeszcze wtedy jest widno. Wiadomo, że po treningu go zabiorę, bo to już późno. Do i ze szkoły jeździ sam i nie ma z tym problemu. A tutaj jakoś ciężko. Taka sama droga.
Po naszym powrocie i szybkim obiedzie do Tomasa przyszedł kolega – Sebek. Razem chodzą do klasy oraz wcześniej wspólnie grali w jednej drużynie, w piłkę nożną. Bardzo lubię tego Chłopaka.
U Tomasa nie ma takiego wspólnego zapraszania kolegów z klasy jak było u Kacpra. Jak starszy Synek był w 2-3 klasie to co piątek po lekcjach była taka zapraszanka kolegów z klasy. Zwalało ich się do domu około 6-8 i w pewnej chwili myślałeś, że ci mieszkanie rozniosą. Było to dobre pod jednym względem. Znało się Chłopaków w klasie a przede wszystkim rodziców. U Tomka przychodzą pojedynczy koledzy. Rodziców poszczególnych Chłopaków Magda bardziej zna. Ja znam tylko kilku.
Natomiast nasza Mama jest już w drodze do Seulu. Lot z Budapesztu jest dłuższy niż z Warszawy. Jako szefowa leci sama, pozostała załoga to Węgrzy. Przechlapane, bo nawet nie masz z kim zamienić słowa. Wprawdzie piloci to Polacy, ale cały czas razem nie pracują. Na miejscu będzie jeszcze załoga, która przylatuje z Warszawy, więc te dwa dni spędzi wspólnie z jakimiś znajomymi. Nie sama jak palec.
Chłopcy dopytują się kolejny raz, gdzie spędzimy Święta Bożego Narodzenia. Powiedzieliśmy, że jak zwykle odpowiedź dostaniemy od Mamy pracodawcy. Zobaczymy co nam przyniesie los. Czy będziemy gdzieś wspólnie myśleć o tym aby wylecieć? Czy spędzimy je na spokojnie w Polsce? Dowiemy się o tym dopiero w połowie listopada. Jest to kolejny niuans bycia stewardesą. Ja mam jeszcze kilka dni zaległego urlopu i myślę, o ty aby wykorzystać go pomiędzy Świętami a Nowym Rokiem. Myślę, że nie będzie z tym problemu. Zostawiłem sobie go specjalnie. Nie chciałbym aby zdarzyło się tak jak kilka lat temu, że Żona w Pekinie a My w Tomaszowie na Święta. Powiedziałem sobie, że jak będzie taka możliwość to Święta spędzamy wspólnie.
Natomiast za kilka dni mamy Święto Odzyskania Niepodległości. Ja z racji, że wróciłem do normalnej, najemnej pracy mam ten przywilej i mam wolne. Natomiast Żona wraca z Seulu i Budapesztu i też będzie miała wolne. Rzadko nam się coś takiego zdarza. Musimy się zastanowić co z tym fantem należy zrobić. Coś takiego to jak 6 w totolotka. Może jakiś wyjazd? Wprawdzie Kapi ma mecz a nawet dwa. Ale mi chce się bardzo wyjechać z Warszawy i po prostu mieć wszystko w d… A nie myśleć o lekcjach, obiadach, o słowach „czy mogę zagrać?”. Mam ochotę od tego odpocząć.