Zgodnie z planem pracy na grudzień, żona wyleciała do Seulu.
Jest to wyjazd dłuższy. Wylot w sobotę 29/12 a powrót 01/01/2019. Nie ma możliwości tego zmienić, oddać, etc. Trzeba iść do pracy.
Plan wstępny był taki, że lecimy wszyscy we czworo. Jest to super wyjście, gdyż kupujemy tylko trzy bilety dla nas, a żona pracuje. Dodatkowo jesteśmy z żoną w hotelu, więc minimalizujemy koszty.
Wszystko fajnie wyglądało. Lecimy do Seulu całą rodziną, zwiedzamy Seul a dodatkową atrakcją jest sylwester w Seulu. Wracamy w Nowy Rok i w środę chłopaki do szkoły, a ja do pracy. Musiałbym tylko wziąć wolne 31/12 i super wyjazd na sylwestra zaliczony.
Muszę tutaj wspomnieć, bo pewnie nie wszyscy wiedzą na jakiej zasadzie rodzina stewardesy lata. Sprostuję, że nie mamy biletów za darmo, jak to mnóstwo ludzi myśli. My za bilety płacimy. Są to oczywiście inne ceny niż standardowi pasażerowie. Natomiast lecimy tylko wtedy gdy są miejsca. Jeśli wszystkie miejsca są zajęte to nie lecimy tym samolotem, czekamy na następny lub wracamy do domu.
Kilka lat temu byliśmy w USA. Do Nowego Jorku polecieliśmy LOT-em. Po wizycie u znajomych, których bardzo serdecznie pozdrawiam, musieliśmy się przedostać na zachodnie wybrzeże do Los Angeles do innych znajomych. Była nas wtedy trójka. Na lotnisku w Newarku byliśmy o godzinie 11:00. Samoloty do LA latają co dwie godziny. Z powodu dużej ilości ludzi z biletami takimi jak my, udało się nam wylecieć dopiero o godzinie 19:00. Niestety jest to coś za coś.
Co do naszego wylotu do Seulu, to ostatecznie tylko żona poleciała, czyli poszła do pracy. My z racji, że nasz młodszy syn nie do końca się wykurował i dalej dusi go kaszel, postanowiliśmy, że pozostaniemy w domu. Spędzimy sylwestra w Zakopanem, Warszawie i Chorzowie. Czyli będziemy siedzieć przed TV. Kupimy popcorn, chipsy oraz pepsi i mirindę i zostaniemy w domu.
Może to i dobrze, że daliśmy spokój z wylotem do Seulu. Okazało się, że samolot powrotny jest full. Mógłby być problem z naszym powrotem.
W sobotę starszy syn poszedł z kumplami na łyżwy. Przynajmniej jest jakaś rozrywka, bo 3/4 czasu w domu i albo TV albo gierka na kompie. Młodszy z racji, że jeszcze nie do końca wyleczony, to nie chodzi do kolegów. Dopiero w niedzielę wyszliśmy troszkę z domu, by powietrze go lekko owiało.
Dodatkowo wieczorem zrobiłem chłopakom ich ulubione bułeczki drożdżowe z dżemem. Wysłałem zdjęcie żonie. Od razu mi odpisała, że jak jej nie ma to same dobre rzeczy robione są w domu.
