Przez ostatni weekend w Warszawie lał się żar z nieba. Z racji kończących się rozgrywek piłkarskich pozostaliśmy w domu. Dzięki Bogu mamy możliwość u nas w domu, na naszym tarasie rozstawienia basenu oraz zażywania kąpieli słonecznych, czyli potocznego smażenia się.
Tak też wyglądał ostatni weekend. W sobotę o 11, Kapi grał swój ostatni mecz. Był straszliwy upał. Sędzia był w pełni przytomny i robił w trakcie meczu przerwę na uzupełnienie płynów. Nie wiem, czy szkoda mu było dzieci, czy jemu się chciało pić. Na zakończenie sezonu była sromotna porażka. Kapi po meczu przez dwie godziny nic nie mówił oraz nie dawał jakiś znaków życia. Wsiadł do samochodu, następnie musieliśmy pojechać do znajomych odebrać coś, więc u nich siedział w domu, gdzie działała klimatyzacja i do nas do domu. Położył się i wstał dopiero jak napełniony został basen na tarasie. Wtedy ożył. Woda go obudziła. Jak zaczęli z Tomim szaleć to szarość dnia ich do domu dopiero zagoniła.
Na drugi dzień mieli towarzysza Karola, który tylko czekał aż Chłopaki wrócą z kościoła i dawaj do basenu. Caluśki dzień się moczyli. Niestety nie jest to basen nie wiem jak duży i głęboki. Ale wystarczy aby się lekko ochłodzić.
My natomiast myśleliśmy jak tu zrobić ostatnie zakupy i spakować Chłopaków na wyjazd. Dzięki naszym rządzącym mamy obecnie niehandlowe niedziele, co niestety w dużych miastach jest bardzo dużym utrudnieniem. Wcześniej, jak pracowałem u siebie, to tego nie odczuwałem. Natomiast teraz, jest to dla mnie coś strasznego. Udało nam się jakoś w tygodniu wyjechać do Wola Parku. W korku odstaliśmy swoje i do domu z brakującymi rzeczami na wyjazd wróciliśmy około 22.
W najbliższą niedzielę obaj wyjeżdżają. Tomy jedzie do Rynu, a Kapi do Kruklanek. Są to miejscowości na Mazurach, położone od miejsca zamieszkania moich teściów około 20 km. Więc w razie „W” Dziadek będzie mógł podjechać. Niestety babcia jest uziemiona w domu. Miała operację na ścięgno Achillesa i teraz odpoczywa. Życzymy jej powrotu do zdrowia. Musi się szybko kurować, bo przecież Chłopaki w lipcu przyjeżdżają do Dziadków. Tym bardziej, że w lipcu są Babci okrągłe urodziny. A co do urodzin, to także Dziadek ma okrągłe urodziny oraz druga Babcia ma w lipcu także okrągłe urodziny. A jeszcze trzeba wspomnieć że Ciocia Iwonka ma też okrągłe urodziny. Ale już nie w lipcu. Impreza goni imprezę.
Chłopaki już prawie spakowani. Robimy to wcześniej, gdyż M wylatuje jutro do Toronto. Wraca w sobotę popołudniu, a w niedzielę rano musimy już Chłopaków odstawić na miejsce zbiórki. Tomy ma być na 7:00, a Kapi na 11:00.
Ktoś powie zaraz ale się ustawili. Wysłali obu w tym samym terminie. Świetnie, tylko M wylatuje zaraz na tydzień do USA z miedzylądowaniem w Budapeszcie. Więc nie jest to takie świetne.
Ostatnio M leciała do Dusseldorfu i spotkała mojego starego znajomego z czasów pobytu i pracy w Rzeszowie. Z racji, że M występowała ostatnio na filmikach na stronie LOT, to on rozpoznał M, podszedł do niej i się przedstawił i spytał, czy Jacek to Twój Mąż. M powiedziała, że tak, Jacek jest mężem tej znanej i lubianej przez Wszystkich pasażerów Stewardessy.
I Ciotka Ela tez bedzie miala urodziny….. Pozdrowko i milych wakacj chlopcom zycze z calego serca.